czwartek, 22 maja 2014

Nowy członek - Alex,Wataha Światła

 Jako wilk:

 Jako człowiek:
http://www.zdjecia.biz.pl/zdjecia/duze/elf-kobieta-spojrzenie-1.jpeg
Imię: Alexa (Alexsandra)
Płeć: Wadera (samica)
Wiek: Od zarania świata (nieśmiertelna)
Stanowisko: Samica Alpha
Żywioł: Światło, psychika
Moce: rozbłysk światła, zmienianie nocy w dzień, strzała światła (nigdy nie chybia i uśmierca od razu), oślepianie, widzenie w ciemności
Talizman:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqLR0BVgicrCJ8FUqpNdjvovxmmRD0zquSkXVjd5MDyd8pEe1aa3BsU16Efi0javtnmYie8uQ1Fl9XX5s-PHEnVWjEVyG1ye_h-yMExt5PIOBISQF0OhhYRyZsGFD5uYC43C3_TbHvLX-a/s1600/talizman+lodu.jpg




















Charakter: poważna, odważna, ponura, cicha, zamknięta w sobie
Rodzina: Nigdy nie miała, powstała jako jeden z żywiołów
Partner/Partnerka: Szuka
E-mail: pilami42@gmail.com (pilami42 skype)
Poziom: 0
Towarzysz

http://th.interia.pl/51,bee7cb6a54011144/yashi.jpgImię: Nightmare
Płeć: Wadera (samica)
Wiek: Około 5000 lat
Moce: Zadra mroku (zabija), latanie, diamentowe pazury, widzenie w ciemności, zionie niebieskim ogniem.
Właściciel: Alexa
 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Nowy członek-Kasumi,Wataha Ognia


Jako człowiek:



Imię: Kasumi(Kas)
Płeć:Wadera(Samica)
Wiek: 150 lat<Nieśmiertelna>
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Wilk Wody i Ognia,ale potrafi też coś tam zdziałać z Żywiołem Nocy.
Moce:Tworzenie ognistego kręgu wokół ofiary,ciskanie kulami ognia jak i wody,teleportacja,lot bez skrzydeł,ma wszystkie zmysły bardzo mocno wyostrzone,może zmieniać fazy księżyca,potrafi wywołać tsunami,chodzić po wodzie i ją kontrolować,ma zdolność spalania przedmiotów,uff...Dużo tego jeszcze jest...
Talizman: Po co mi?!
Charakter:Jest spokojna,ale jeśli wybuchnie,lepiej trzymać od niej dystans.Czasami smutna z byle powodu,wtedy woli posiedzieć sama.Jest nieufna,tajemnicza,skryta w sobie,czasami wredna.Bezczelna i bojowa.Ma wielkie poczucie chumoru,ale tylko niekiedy to okazuje.Niekiedy jest złośliwa i uparta.Nie płacze nad tzw. ''Rozlanym mlekiem''.Phi!-W ogóle nie płacze.Jest honorowa.Nie jest naiwna.Potrafi nawet młodszemu od siebie dać w ''mordę''.Nie zawsze potrafi dać drugą szansę osobie,która ją zdradziła.
Rodzina:Nie obchodzi mnie...
Partner/Partnerka:Nie szuka


Towarzysz: 
Imię:Loneris
Wiek:250 lat
Rodzaj:Lis 
Specjalizacja:Ogień
Moce:Jest naprawdę szybka,potrafi stworzyć barierę z ognia,strzela kulami ognia,a także nimi uzdrawiać(xD).Gdy Kasumi coś się stanie,Loneris także to odczuwa.
Inne:Gdy biegnie,wudać tylko smugę światła.

Właściciel: madzia12345678910(Howrse)
Poziom: -

czwartek, 20 lutego 2014

Po przerwie. :D

Witajcie! Bardzo przepraszam Was, za moją długotrwałą nieobecność... obiecuję, że teraz nadrobię WSZYSTKIE zaległości i zmobilizuje resztę członków bloga. Ponieważ niektórzy narzekają na niedosyt po moich opowiadaniach postaram się pisać co najmniej 2 razy w tygodniu. :)
Miłego czytania :P
~Margo

niedziela, 12 stycznia 2014

(Wataha Powietrza) Od Ahri

Kiedy wreszcie dotarliśmy do naszej groty od zamku Czartów, usłyszeliśmy dziwne dźwięki wewnątrz. Wyczuliśmy zapach Black Soul. Wbiegliśmy szybko do jaskini, w której leżało na podłodze kilka ciał demonów. Na nasz widok Yoko westchnęła z ulgą.
- Co tu się stało?! - wykrzyknęła Aulida - Yoko? Nic ci nie jest?
Zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, biały wilk, którego wcześniej nie zauważyliśmy, wystąpił krok naprzód.
- Ekchem - odchrząknął. - Ja też tutaj jestem.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - odezwałam się ciekawa.
- Aulida wie kim jestem i to jej wystarczy. A jestem tu, gdyż potrzebuję waszej wyroczni.
- A czy to przypadkiem nie jest próba uprowadzenia - ozwał się Danny i podszedł do wadery.
- Kochaniutki, gdyby to była próba porwania, to nie byłabym taka miła - powiedziała słodkim melodyjnym głosem.
- Miła?! Wparowujesz do naszej jaskini bez pozwolenia podczas naszej nieobecności i urządzasz nam tutaj masakrę. - Zmienił się w człowieka i zbliżył czubek miecza do gardła białego wilka.
- Naprawdę jesteś na tyle odważny by zaatakować nieuzbrojonego? A więc próbuj.
Po chwili Danny podniósł z ziemi leżący nieopodal miecz i rzucił waderze.
- Łap! - warknął. - Broń się jeśli potrafisz - powiedział opryskliwie i rzucił się na białego wilka.
Z ust Aulidy wydarł się stłumiony okrzyk. Ja i Yoko patrzyłyśmy na tą zdziwione. Nagle zaatakowana wadera wytrąciła Danny'emu miecz z ręki, a później wyrzuciła swój.
- Nie potrzebuję twojego miecza, mam dość własnej broni - powiedziała i podeszła do niego. Dalej już nic nie słyszałam z ich rozmowy.
Po chwili wadera skierowała się w stronę Alfy.
- Więc jak będzie z tą wyrocznią, Aulida? - rzekła przyglądając się swoim paznokciom.
- Kim jesteś? - ponowiłam pytanie ciekawa odpowiedzi.
Wadera westchnęła ciężko.
- Aulida? Oświecisz towarzyszy?
- Issis, alfa mrozu - powiedziała przez zęby.
- Więc jak?
- Skąd mam pewność, że nic jej się nie stanie i że do mnie wróci?
- Skąd twoja niepewność?
Zamarła w bezruchu i nie odezwała się ani słowem.
- Właśnie przed chwilą obroniłam twoją przyjaciółkę przed pewną śmiercią. Gdyby nie ja, z pewnością znaleźlibyście ją martwą razem z rozszalałą hordą demonów panoszących się po waszej jaskini. Czy to nie wystarczający argument, że jestem w stanie zadbać o jej bezpieczeństwo?
Aulida zacisnęła usta. Nikt nic nie mówił. Po chwili usłyszałam w głowie głos Danny'ego.
- Jak myślisz, można jej wierzyć?
- Nie mam pojęcia. Chyba tak... W końcu pomogła Yoko.
- Racja. O coś się dzieje!
Głos umilkł w mojej głowie, a zaraz Aulida odezwała się do Issis.
- Niech będzie - rzekła poważnie - Ile potrwa jej nieobecność?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- No. Czyli dobiłyśmy targu. Tydzień potrwa sama podróż. Dam jej parę dni na zaaklimatyzowanie się w lodowcu. Po wypowiedzeniu przepowiedni z pewnością będzie musiała parę dni poświęcić na regenerację. Ten czas spędzi w pałacu siostry. A potem obmyślimy jak odesłać ją do domu.
- Nie da się tego jakoś skrócić?
- To najkorzystniejsza dla obydwu stron opcja.
Aulida spojrzała na nas, a my pokiwaliśmy głowami.
- Niech więc będzie, ale jeśli tylko coś jej się stanie...
- Nie mam zamiaru narażać się na wasz gniew - przerwała Aulidzie.
Yoko podeszła do nas i przytuliła bardzo mocno.
- Żegnam więc - powiedziała skłaniając się nisko - Bywajcie.
Po tych słowach wyszły z jaskini głównym wejściem.
- To było szybkie... - mruknęłam niepewnie.
- Ufasz jej, Aulida? - zapytał Danny.
- Nie za bardzo, ale pomoc wyroczni jej często potrzebna. O ile dobrze wiem, na razie tylko Yoko jest nią na tych terenach.
- Aha - powiedział chłopak i ruszył do swojego pokoju. Spojrzałam na Aulidę, która dalej stała na środku. Wzruszyłam ramiona i poszłam śladami Danny'ego. Kiedy byłam w swoim pokoju, niespodziewanie zauważyłam na kamiennej półce trzy drewaniane skrzynie. Zdjęłam jedną z nich i otworzyłam. W środku była mała buteleczka z zielonym płynem.
- A co to jest? - zapytałam siebie. Na dnie ujrzałam karteczkę. Podniosłam ją i przeczytałam: "Eliksir Wytrzymałości, daje odporność na ataki." Postanowiłam pokazać elksir Danny'emu. Kiedy przechodziłam obok pokoju Yoko, usłyszałam mnóstwo hałasów. Stanęłam w progu i ujrzałam wyrocznię.
- Jeszcze nie poszłaś? - zapytałam zdumiona.
- No tak... Nie mogę znaleźć mojej ulubionej książki. Widziałaś ją?
- Taka z czerwoną okładką?
- Tak...
- Wczoraj była w kuchni na stole - Yoko poderwała się szybko, by tam iść.
- Czekaj chwilkę, mam coś dla ciebie... - powiedziałam i wręczyłam jej, bez zastanowienia, znalezioną buteleczkę.
- Co to jest? - spytała.
- Eliksir Wytrzymałości. Gdy wypijesz co najmniej łyk, stajesz się odporna na wszelkie ataki i tak dalej...
- Jej... Dzięki - uśmiechnęła się do mnie szeroko i przytuliła. Po tym szybko wybiegła do kuchni. Wróciłam do swojego pokoju, by zajrzeć do innych skrzyń. Znów zdjęła jedną z nich i otworzyłam. Tym razem moim oczom ukazał się złoty pierścionek z małym, błękitnym diamentem w środku.
- Hmm... Ciekawe - powiedziałam i założyłam pierścionek. Postanowiłam go teraz nosić cały czas, bo mi pasował. Zajrzałam głębiej do wnętrza skrzyni i ponownie znalazłam kartkę. "Ten pierścionek, potrafi powiedzieć właścicielowi, kiedy ma wokół siebie samych przyjaciół lub wrogów." Chciałam od razu go przetestować. Pobiegłam do Danny'ego i spojrzałam na pierścionek. Nic się nie zmieniło. Już miałam wybiec z pokoju Dann'ego, gdy zatrzymał mnie jego głos.
- Ahri, co ty robisz? - spytał.
- Testuje.
- Co? - podszedł do mnie ciekawy.
- Pierścionek - Danny popatrzył na mnie zdziwiony.
- Jak można testować pierścionek? Sprawdzasz jego wytrzymałość? A może czy ktoś na niego zwróci uwagę?
- Nie - zaśmiałam się. - Sprawdzam, co on o tobie powie.
- Aha... No tak, czemu ja na to nie wpadłem? - zapytał, śmiejąc się.
- Ech, zaraz ci wyjaśnię o co chodzi, tylko pójdę najpierw do Aulidy - szybko wybiegłam z jego pokoju i skierowałam się do głównej groty. Aulidy dalej w niej była i sprzątała zabite Black Soul. Nagle kolor zmienił się na niebieski.
- Pomożesz mi? - zapytała dziewczyna, odrywając mnie od patrzenia się w diament.
- Ach, jasne! - przestałam patrzeć na pierścień i zaczęłam sprzątać. Gdy grota była już czysta, kolor diamentu zmienił się na błękitny.
- Co tam masz? - spytała Aulida, podchodząc do mnie i wskazując na pierścień.
- Znalazłam pierścionek. Potrafi zmieniać kolor - odpowiedziałam.
- Ładny - uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech. - To ja już lecę.
I szybko wróciłam do swojego pokoju, by zajrzeć do następnej skrzyni. Gdy ją otworzyłam, znalazłam wewnątrz trzy butelki. Do tego były trzy karteczki. "Eliskir Telepatii - potrafisz rozmawiać telepatycznie", "Eliskir Telekinezy - potrafisz przenosić przedmioty za pomocą myśli", "Eliskir Nieba - potrafisz latać". Spojrzałam na butelki, lecz nie było na nich żadnych oznaczeń. Wewnątrz każdej z nich płyn miał żółty kolor. Nawet gdybym chciała, któregoś z nich użyć, nie wiedziałabym, który z nich to który. Westchnęłam i odłożyłam butelki z powrotem do skrzyni. Nagle przypomniałam sobie, że miałam wyjaśnić Danny'emu moje zachowanie. Skupiłam się i teleportowałam do jego pokoju. Zaskoczony chłopak wstał i zapytał:
- Umiesz się telportować?
- Tak, ale miałam ci powiedzieć o pierścieniu.
- Ach, tak...
Usiedliśmy na łózku, a ja zaczęłam opowiadać...

sobota, 4 stycznia 2014

(Wataha Powietrza) Od Yoko

Po obrzydliwej kolacji, czy też może śniadaniu, wreszcie mogłyśmy wsiąść na konie. Podjechałam stępem do Issis, by się o coś spytać:
- Tak właściwie, to one mają jakieś imiona? - skoro już miałam większość czasu spędzić na grzbiecie mojego czarnego wierzchowca, wolałam jakoś na niego mówić.
- Konie? - wybuchnęła śmiechem - to byt tymczasowy, po co nazywać coś, co po wypełnieniu swojej misji i tak ma być unicestwione?
- Aha... - powiedziałam speszona - A mogę swojego... nazwać? - spytałam.
- Jak dla mnie możesz go sobie nawet zostawić. Wszystko zależy od siostry.
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się. Może jeszcze się polubimy z Issis.
- Naprawdę - powiedziała i ruszyła kłusem na wschód. Ruszyłam za nią, rozmyślając nad tym jak nazwać mojego konia. Neptun? Chyba powinien być bardziej niebieski. Kasztan? Pasuje tylko do brązowego konia... Danny?... Szybko pokręciłam głową. Nazywać konia imieniem przyjaciela? Ukradkiem zauważyłam, że Issis zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć. Uśmiechnęłam się do niej, a ona szybko odwróciła głowę. Nagle wpadłam na idealne imię dla konia. Tornado! Może niezbyt pomysłowe, ale pasuje jak ulał. Albo i nie... Nie mogłam wybrać imienia między Tornadem, a Danny'm. Jednak to drugie. Będzie dodawało mi sił w wędrówce i nie będę czuła się samotna.
- Ojej, o czym ja myślę... - wzniosłam wzrok do nieba.
- Dobrze się czujesz? - zapytała niespodziewanie Issis.
- Co? Ja?
- Tak, ty - westchnęła.
- Jasne, świetnie się czuję - na mojej twarzy pojawiły się wymuszony uśmiech, lecz chyba mi nie wyszedł, bo Alfa Mrozu jeszcze dziwniej na mnie spojrzała. Po chwili jednak odpuściła. Znów nastała długa cisza. W końcu postanowiłam ją przerwać.
- Już mam imię dla konia.
- Naprawdę? Jakie? - w głosie Issis słychać było nutkę zainteresowania, jak i udawania.
- Jego imię to... - na chwilę zapomniałam, które w końcu wybrałam. - Ymm... Jego imię...
- Hmm? - dziewczyna zaczynała się już mną irytować.
- Danny! - krzyknęłam cicho.
- Ale pomysłowe... - Issis przewróciła oczami.
- Nie, nie o to mi chodziło. W krzakach zauważyłam Danny'ego!
- Przecież to niemożliwe - prychnęła. - Jesteśmy już daleko od waszych terenów.
Nie odpowiedziałam, lecz dalej patrzyłam w te krzaki. Nic tam się nie poruszyło.
- Masz rację, pewnie mi się przewidziało... A wracając do tego imienia... Nazwałam go Tornado.
Issis nic nie odpowiedziała i dalej jechałyśmy w ciszy.
- Właściwie to już niedaleko jest Góra Żywiołów? - nie mogłam wytrzymać zbyt długo bez rozmowy.
- Ech... Yoko my dopiero zaczęłyśmy naszą podróż. Nie przejechałyśmy nawet Zachodniej Równiny - pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu.
- Aha... - powiedziałam smętnie. Przy Issis zawsze czułam się nic niewiedzącą istotą, która nic nie potrafi.

piątek, 3 stycznia 2014

(Wataha Mrozu) od Issis

- A mogę jeszcze coś wziąć? - spytała się ostrożnie
 - Niech ci będzie... Tylko nie obciążaj się za bardzo, bo przed nami długa droga. - westchnęłam, a dziewczyna zmieniła się w wilka i pobiegła ku wlotowi jaskini.
Oparłam się o najbliższe drzewo i zadzierając głowę do góry wlepiłam swój wzrok w mrugające gwiazdy. Gdzieś tam na górze jest pałac siostry, mam nadzieję, że właśnie kończy tworzyć konie. Minęło jeszcze sporo czasu, zanim Yoko wybiegła zdyszana i zarumieniona z jaskini. No nie powiem, jak na jedną rzecz, to sporo jej się zeszło, zaczynałam powoli myśleć, że zejdę pod tym drzewem z nudy.
- Czemu tak długo? - spojrzała na ją przeszywającym wzrokiem.
- Szukałam czegoś... - spuściła wzrok, boi się albo szanuje - dodałam w myślach. - To co teraz?
- Czekamy na konie - wydusiłam z siebie i z impetem siadłam na jednej ze skał będących w pobliżu jaskini.
Dziewczyna poszła za moim przykładem i po chwili również usiadła patrząc się pusto przed siebie. Widać było, że ewidentnie jej się nudzi. W końcu postanowiła przerwać ciszę:
- Czyli jesteś alfą mrozu, tak?
 - Tak - odparłam chłodno, przecież to było oczywiste.
- A tam jest bardzo zimno? - spytała ponownie.
- Dla ciebie pewnie będzie bardzo chłodno. - zadawane przez nią pytania wydawały się bezsensowne.
- Aha - mruknęła i znowu zapadła głucha cisza przerywana wesołym cykaniem świerszczy.
 - To jak jest z tymi twoimi wizjami? - zapytam, by upewnić się, że wszystko pójdzie po naszej myśli.
Odwróciłam gwałtownie głowę. Słyszałam tętent kopyt, a w dali majaczyły dwie rozmazane plamy. Widziałam w ciemności znacznie lepiej niż zwykły wilk,a i słuch miałam nieprzeciętny.
- W sumie to sama nie wiem... - mówiła w międzyczasie Yoko -  Potrafię widzieć przeszłość i przyszłość, jednak nie wiem co dzieję się podczas trwania wizji. Nie pamiętam co się w niej stało ani co wtedy mówiłam.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Tętent przybierał na sile i stawał się coraz głośniejszy, w końcu dało się poznać, że i moja towarzyszka go usłyszała. Sylwetki koni już wyraźnie rysowały się na horyzoncie i były coraz bliżej. Wstałyśmy i zatrzymałyśmy je. Potężne, silne i wytrzymałe wierzchowce, wręcz konie bojowe, widać, że siostra się postarała. Jeden był czarny jak smoła, z jego chrap buchała para i wszystkie mięśnie pozostały napięte. Pomimo tego nerwowego wyglądu, jego oczy były pełne spokoju i zaufania. Drugi zaś biały jak śnieg. W jego przepięknych niebieskich oczach można było dostrzec tą niepowtarzalną iskrę, zdradzająca nieprzeciętny temperament. Od razu dało się poznać, dla kogo były przeznaczone, jednak przez wrodzoną grzeczność wolałam zapytać:
- Którego chcesz z nich?
- Chyba wybiorę karego... - tak jak myślałam, w końcu był dla niej przeznaczony...
- Jak chcesz - powiedziałam z udawaną obojętnością i płynnym ruchem wskoczyłam na konia.
Dziewczyna stała chwilę osłupiała, ale w końcu podeszła ostrożnie do zwierzaka. Przywitała się z nim i niepewnie zbliżyła się do jego grzbietu. Chwilę się wahała, ale w końcu niezgrabnie wgramoliła się na grzbiet konia. Od początku wiedziałam, ze będą z nią problemy...
- Właściwie to jest pewien problem... - spojrzałam na nią pytająco. - Jak się tym jeździ?
- Nie martw się koń sam ruszy. Ty musisz tylko utrzymać się w siodle.
- No to jedziemy? 
Skinęłam twierdząco głową i wydarłam ostrym galopem w stronę południowych lasów.
Tuż przed świtem, po całej nocy nieustannej jazdy zatrzymałam konie i zsiadłam ze swojego, następnie pomagając zsiąść dziewczynie z jej wierzchowca. Puściłyśmy konie luzem i chodź ich boki po morderczym wysiłku niespokojnie falowały, wiedziałam ze tak naprawdę bardzo się nie zmęczyły. Nie odezwawszy się słowem do dziewczyny zebrałam trochę suchego drewna i przyzwałam do niego ogień. Kupka chrustu w net buchnęła niebieskim płomieniem. Yoko wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Zostań tu i się ogrzej - powiedziałam odwracając się od niej - musisz wypocząć, wyruszamy zaraz po wschodzie słońca. Ja idę poszukać śniadania i zacząć zbierać zapasy.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Pilnuj koni - rzuciłam jeszcze zanim naciągnęłam kaptur na głowę i zniknęłam za ścianą lasu.
Chociaż wiedziałam, że gdyby tylko chciały uciec, bez wątpienia nawet jej najszczersze intencje i kolosalne wysiłki na nic by się nie zdały. Po prostu by uciekły. Mimochodem uśmiechnęłam się pod nosem. Chciałabym wtedy zobaczyć jej minę.
Zmieniłam się w wilka i z nosem przy ziemi ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu zwierzyny. Lasy, w których się znajdujemy bardzo w nią obfitują. Tak jak myślałam już po chwili złapałam trop. Mmm... dziki. Miało być skromne śniadanko, a będzie cała uczta. Pobiegłam truchtem za świeżym jeszcze zapachem. Jeden dzik z pewnością nam wystarczy, ale przydało by się upolować parę zajęcy, czy królików - są mniejsze i łatwiej nam będzie zabrać je na konie. Byłam coraz bliżej zapachu, którego zwietrzyłam, a gdy wychyliłam się zza krzewu leszczyny, przez iglaste gałązki jałowca mogłam dostrzec kilka kandydatów na moje śniadanie. Zmieniłam postać na ludzka i nałożyłam strzałę na cięciwę łuku. Przyciągnęłam dłoń do policzka i wycelowałam w dorodnego odyńca. Cięciwa brzdąknęła i strzała z cichym świstem poszybowała ku zwierzynie. W jednej chwili las napełnił przeraźliwy, pełny bólu kwik. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Chybiłam! Pierwszy raz w życiu chybiłam! Odyniec, zamiast prosto w serce dostał w łopatkę i moje przerażone śniadania zaczęło uciekać. Zmieniłam się w wilka i wyskoczyłam zza jałowca. Rzuciłam się w pogoń za stadkiem dzików, trafiony osobnik biegł na czele. Cholera, nie dość że mi uciekło śniadanie, to jeszcze nie odzyskam strzały. Wściekła rzuciłam się na dzika biegnącego tuż przede mną. Straszne chucherko, ale może się najemy. Rozgryzłam mu krtań i zwierzę w końcu się wykrwawiło. Zamaskowałam jego ciało gałęziami i przygniotłam kamieniem, a sama udałam się szukać zajęcy. Zamiast zapachu przekąseczek czułam wszędzie woń krwi, którą niewątpliwie miałam na łapach jak i na pysku. Nie będzie teraz łatwo. Na szczęście chyba bogowie nade mną czuwali, gdyż znalazłam królicze norki. Nie mam ochoty uganiać się za maluchami, więc poczekam, aż same wylizą. Zaczaiłam się w gałęziach i ustawiłam pyskiem do wiatru, tak by nie czuły mojego zapachu.Cały czas czujnym wzrokiem obserwowałam każdą z dziur w ziemi. Już zaczynało świtać, muszę się śpieszyć.  W końcu w jednej z norek ukazał się malutki ruchomy nosek, a potem para niezwykle czujnych uszu. Zamarłam w bezruchu i czekałam. W końcu z norki wyszła parka królików i cztery maluchy. Nie mam już czasu cackać się z nimi pojedynczo, więc zamroziłam je. Zwierzęta padły bezgłośnie, a mnie na chwilę zamroczyło. Oczy przesłoniły mi czarne plamy, a w uszach zadudnił głuchy odgłos, jakby ktoś włożył mi na głowę metalową beczkę, a potem zaczął w nią uderzać. Oj tak... polowanie magią nie jest najprostsze...  Gdy w końcu doszłam do siebie powiązałam króliki sznurem tuż za uszami i przerzuciłam go sobie przez ramię. Wróciłam się do dzika i również przerzuciłam, go przez ramię, choć był znacznie cięższy. Skierowałam się w stronę obozowiska,a kiedy dotarłam rzuciłam łupy przed Yoko. Zmieniłam się wilka i zaczęłam pożerać dzika. Dziewczyna dalej siedziała nieruchomo
- Jedz - zachęciłam ją
Skrzywiła się z obrzydzeniem.
- A nie lepiej tego najpierw upiec?
Przewróciłam oczami. Zmieniłam się w człowieka i odrąbałam przy użyciu noża wyjętego z buta udziec zwierzęcia. Rzuciłam jej i powiedziałam z ironią:
- Masz, piecz sobie.
Dokończyłam swoją część dzika i przybrawszy ponownie postać ludzką zabrałam się do dzielenia mięsa i patroszenia królików. Wyrocznia nadal piekąc mięso patrzyła na to z jeszcze większym obrzydzeniem i jakby trochę pobladła.
 - Jesteś wilkiem - przypomniałam jej - ten widok powinien wzbudzać w tobie nieprzełamany apetyt, a nie mdłości.
- Wybacz, ale jakoś tak mam...
Podbiegła do najbliższych krzaków i chyba zwróciła tam wczorajszą kolację...
- Mięso ci się spali - burknęłam i zaczęłam zawijać nasze zapasy w kawałki wygarbowanej skóry.
Dziewczyna wróciła chwiejąc się na nogach i poczęła z niesmakiem jeść olbrzymi udziec. Uśmiechnęłam się pod nosem i poklepałam ją po ramieniu.
- Dobra dziewczynka - szepnęłam do niej i podeszłam do koni, aby przymocować zapakowane zapasy do siodeł.
Kiedy skończyłam przysiadłam się do wyroczni kończącej już swój posiłek.
- Zjadłaś?
Pokiwała głową.
- No to ruszamy.
Zwinęłyśmy swoje rzeczy, zgasiłam ognisko i wskoczyłam z powrotem na konia. Yoko również dosiadła swoje wierzchowca i chodź nie wyglądało to najlepiej, to i tak wyszło jej znacznie lepiej niż ostatnio. Podjechała do mnie stępem.
- Tak właściwie, to one mają jakieś imiona?
- Konie? - wybuchłam śmiechem - to byt tymczasowy, po co nazywać coś, po wypełnieniu swojej misji i tak ma być unicestwione?
- Aha... - powiedziała speszona - A mogę swojego... nazwać? - spytała nieśmiało.
- Jak dla mnie możesz go sobie nawet zostawić. Wszystko zależy od siostry.
- Naprawdę? - na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Naprawdę - powiedziałam i ruszyłam kłusem na wschód.

czwartek, 2 stycznia 2014

(Wataha Powietrza) Od Aulidy

Po tym całym zamieszaniu z Issis i Yoko postanowiłam posprzątać trochę grotę bo nikt o nią za bardzo nie dbał. Kiedy chciałam już zacząć zamiatać podszedł do mnie Danny:
- Odpowiesz mi na moje pytanie?
Wzięłam głęboki wdech, po czym kazałam basiorowi usiąść. W końcu jestem alfą a on chyba powinien znać prawdę.
- Posłuchaj Danny, ja nią byłam ale nie wiedziałam,że przybędą tutaj Ci Czarci. Masz prawo by się na mnie rozgniewać ale jednego musisz być świadom.... robiłam to by was chronić.
Basior wzdychnął ale widać było po jego oczach,że odczuwa ulgę jak i gniew. Skinął głową po czym wyszedł. Ja po tym całym harmiderze w końcu zaczęłam zamiatać. O prócz kurzu znajdowałam jeszcze jakieś zęby ( pewnie potwora). Po godzinie wszystkie pomieszczenia były zamiecione. Teraz wzięłam się za umycie podłogi w kuchni bo było na niej mnóstwo krwi. Wysprzątanie całej groty zajęło mi cało południe. W tym czasie wysłałam Ahri aby poszła coś upolować.
Poszłam do swojego pokoju. Musiałam się przebrać.  Obejrzałam swój bok. Rana się zrosła więc oznacza,że mogę już walczyć na pełnych obrotach. Wyjęłam z szafy jakąś wełnianą suknie po czym padłam na łóżko. Chociaż moim żywiołem jest Noc to i tak odczuwam zmęczenie. Muszę jednak poczekać na Ahri bo nie wiadomo czy coś się jej nie stało. Dzisiaj nie musiałam za bardzo dbać o nocne niebo bo dzisiaj w nocy ma być pochmurnie. Czekałam aż w końcu przyszła w postaci wilka jednak ze spuszczonym łbem. Nic nie złowiła. Pocieszyłam ją po czym odesłałam. Sama upadłam na łóżko jak martwa i usnęłam kamiennym snem...
< Sorry,że takie nudne ale nie miałam zbytnio weny xD>

środa, 1 stycznia 2014

(Wataha Eteru) od Avril

 Po rozmowie z Margo wróciłam do siebie. Pozostaje mi wymyślić jak stworzyć te konie dla Issis i tej wyroczni. Wiem! Trzeba pójść do chamber of matter.  Przeszłam się dość dłuuugim korytarzem, aż w końcu doszłam do wielkich drzwi. Były ozdobione wzorkami, co dla mnie było napisem, ale niestety inne wilki widzą je jako jakieś znaczki na drzewach. Czy to takie trudne czytać średniowiecze runy? Właśnie czy tak trudno zajrzeć do kilku ksiąg i sobie poczytać? Nie, więc czego innym się nawet zadu ruszyć nie chce i pójść na przykład do 'mła' i sobie je pożyczyć? Eh....lenie z nich i tyle. 
 Otworzyłam drzwi, zaskrzypiało tak, aż rozniosło się echem  po korytarzu. Weszłam, zamknąwszy za sobą drzwi, można było dostrzec lekkie przebłyski w powietrzu. Materia. W końcu wzięłam się do roboty. Zebrałam wokół siebie mnóstwo materii i się skupiłam na utworzeniu silnego oraz potężnego ogiera. Wymagało to dość dużo mojej energii, ale czego się nie robi dla 'uratowania świata'. Skupiłam się na utworzeniu wierzchowca, co wynosiło sporo mojego wysiłku. Po chwili skupisko materii zaczęło tworzyć jakiś konkretny kształt. Wreszcie, po minięciu tych kilku minut stał przede mną kary rumak. Stał w dumnej postawie, mięśnie miał napięte. Ładny, silny ogier. Tylko o takich śnić. Dotknęłam jego chrapy dłonią, na co z jego nozdrzy wydobyła się para. Ostatkiem sił uśmiechnęłam się do niego, po czym przewróciłam się na podłogę. Ogier wsunął lekko swój kary łeb pod moją rękę i pomógł mi wstać.
- Dziękuje. - powiedziałam na niego, a jego odpowiedzią było prychnięcie. 
 Gdy nabrałam z powrotem wystarczająco siły, zaczęłam tworzyć drugiego wierzchowca. Znów ta sama przygoda co z poprzednim tworzeniem. Tym razem ogier był śnieżnobiały. Na pewno przypadnie do gustu siostrze, pomyślałam. 
 Wyprowadziwszy je z poza pałacu, pocwałowały przez równiny do przekazanych im właścicielek. Ja natomiast wróciłam do swojej komnaty i zasnęłam głębokim snem. Mam nadzieję, że uda im się bezpiecznie przedostać przez Servię...

wtorek, 31 grudnia 2013

...

Moi Drodzy! Pogratulujcie mi i Avril, że w końcu ruszyłyśmy nasze dupska i zrobiłyśmy ranking! Jupi ija ooo ^^ hahaha Avril za dużo się napiła tymbarku >

Teraz tak oficjalnie:
Mamy w końcu ranking (chyba po raz pierwszy ;p) i życzymy wam szczęśliwego Nowego Roku! :D

Avril i Issis (sztaarek)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

(Wataha Wody) od Rivenny

Następnego dnia po rozmowie z Issis znów taplałam się w wyczarowanej ciepłej wodzie. Leżałam sobie swobodnie na gejzerze, ciesząc się dotykiem wody. Obserwowałam z zainteresowaniem, jak każda spływająca po mnie kropla ukazuje idealne białe futro, a gdy już spłynie – futro z powrotem zmieniało się w niebieskie. Wylegiwałam się jeszcze chwilę, gdy kogoś zobaczyłam. Postanowiłam tam podejść. Osoba mnie nie zauważyła, lecz kiedy podeszłam bliżej, nagle się odwróciła. Zobaczyłam piękną panią w bieli. Skinęłam jej głową, by ją powitać i zaczęłam rozmowę.
 - Witaj, jestem Rivenne. Szukam swojego miejsca na świecie, a kiedy wyczułam, że mieszkają tu tacy jak ja, od razu zapragnęłam tu mieszkać.
 - Wyglądasz na strudzoną podróżą. Zwą mnie Avril, jestem pierwszą panią Eteru – mówiąc to, przemieniła się w skrzydlatą istotę. Odgadłam, że to anioł. - Rozgość się na naszych terenach, wybierz terytorium najbardziej odpowiadające twoim wymaganiom. Czuć od ciebie aurę wody, myślę, że mogłabyś zostać alfą wszystkich wilków wody, jakiekolwiek i kiedykolwiek tutaj przybędą – powiedziała, jednocześnie odpowiadając na moje niewypowiedziane pytanie.
Bardzo się ucieszyłam wiedząc, że będę mogła wreszcie zająć jakiś teren wraz z innymi wilkami wody.
- Dziękuję, czy mogłabym wiedzieć, gdzie mogę cię spotkać?
- Wezwij moje imię, a pojawię się, kiedy tylko zechcesz. – W tym momencie Avril dosłownie rozpłynęła się w powietrzu i na jej miejscu migotała jeszcze przez chwilę delikatna mgiełka, po czym zniknęła. Trochę się przestraszyłam, myśląc, że pojawią się tamte zjawy, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Wzruszyłam ramionami i poszłam na miejsce, które odtąd miało być moim domem. 

 Kilka dni później zdążyłam już poznać swoje podwodne królestwo, które niedawno zamieszkałam. Zauważyłam, że jest ono okryte jakby niewidzialną kopułą, w której znajdowała się duża ilość powietrza do oddychania, choć nadal można było tu pływać – pozwalało to na zapraszanie gości z lądu. Czułam się tu jak najlepiej, jednak czegoś mi jeszcze brakowało – towarzystwa. Aby nie czuć się samotna, wezwałam Latissę. Biały smok od razu się wynurzył z mojego medalionu. Ścigałyśmy się po całym królestwie, kiedy nasz spokój zmąciła moja towarzyszka. Wpatrywała się nieruchomo w jeden punkt ponad moją głową, choć po odwróceniu się nic nie zobaczyłam. Musiało minąć kilka sekund, zanim zorientowałam się, że ona coś widzi. Przecież miała tutaj o wiele lepszy wzrok niż ja. Spojrzałam ponownie na zwierzaka – napięła wszystkie mięśnie, gotowa w każdym momencie do ataku. Zrobiłam to samo. Po chwili spostrzegłam, co ją tak zainteresowało. Widziałam już kiedyś te stwory i byłam pewna, że to strzygi. Powoli nadpływały do nas, śmiejąc się przeraźliwie. Skoncentrowałam w łapce całą lodowatą, tnącą jak stal wodę, na jaką było mnie stać i czekałam na dogodny moment do ataku. Ku naszemu zdziwieniu potwory zatrzymały się w połowie drogi, jakby coś je blokowało. Zrozumiałam, że to nasza powietrzna kopuła nie pozwala im dobrnąć dostatecznie blisko. Mogłabym je tam zostawić i żyć spokojnie w tym małym zakątku, ale byłam pewna, że nam nie odpuszczą. A poza tym, co to za życie na tak niewielkiej przestrzeni, z jedną towarzyszką u boku i bez żadnych wilków w watasze? Postanowiłam jak najlepiej wykorzystać magiczną wodę nadal pieniącą się przy mnie i wyszłam poza pole ochronne, błyskawicznie miotając lodowatą substancją w niechcianych gości. Potwory bezskutecznie próbowały nas rozszarpać, najwyraźniej nie były przystosowane do zdobywania ofiar w grupie i to pod wodą. Walka była krótka, choć wyczerpująca. Moja smoczyca zdecydowała się pożreć parę strzyg. Chyba jej smakowały. Załatwiłyśmy niemal wszystkie, tylko kilka zdołało uciec. Wiedziałam, że nie poddadzą się tak łatwo i wrócą tu. Ale wtedy już będziemy przygotowane. Z nieprzyjemnym uśmieszkiem wróciłam do swojego zamku, a Latissa została na straży.
W nocy obudził mnie ryk Lat. To był ostrzegawczy okrzyk. Pełna niepokoju natychmiast popędziłam na miejsce, w którym smoczyca miała stać i pilnować. Zamiast niej ujrzałam tylko stworzenie podobne do kolczatki, ale w kształcie smoka. Czułam, że nie powinno go tu być. Niedaleko, na dnie zauważyłam też podwodny wulkan, gotowy w każdej chwili wybuchnąć. Nieufnie dotknęłam kolca na czole stwora i poczułam, jak moim ciałem wstrząsa dreszcz. Nie mogłam nic zrobić, nie miałam nad sobą kontroli. Wyraźnie czułam każdą upływającą sekundę. Nie wiedziałam, co się dzieje. W dalszym ciągu koniuszek mojego pazura tkwił na jednym z kolców stworzenia. Jakby w zwolnionym tempie ujrzałam przerażoną Latissę, która zaraz potem gdzieś zniknęła. A ja… Czemu nie mogłam się ruszyć? I dla czego przez moje ciało nadal przechodziły dreszcze? Pomyślałam chwilę, spojrzałam na moje futro i… zrozumiałam. Całe zjeżone i z pojawiającymi się co chwila błyskami mogło wskazywać tylko na jedną odpowiedź: właśnie poraził mnie magiczny prąd! W tej sekundzie zrozumienia przyszedł też ból, jakby wbijało się we mnie tysiące cienkich ostrzy. Będę musiała spytać się, czy to nie jest sprawka watahy elektryczności. Czas tym razem zdawał się przyspieszyć. W mgnieniu oka nadleciała moja towarzyszka, odpychając mnie stamtąd kawałkiem czegoś gumowego. Ból tylko się nasilił, choć w dalszym ciągu nie odzyskałam panowania nad sobą i spadałam bezwładnie na dno. Jak przez mgłę widziałam, że coś zdążyło złapać mnie przed upadkiem do krateru wulkanu i…
Ciemność.
Widzę ciemność.
Czy te kilka par oczu wpatrujących się we mnie to tylko złudzenie?

(Wataha Powietrza) Od Yoko

Kiedy po strasznej i przerażającej nocy wreszcie się obudziłam, myślałam, że wydarzenia, które miały miejsce w grocie i lesie to był tylko zły sen. Wyszłam ze swojego pokoju, by przywitać się z innymi i wtedy wpadła na mnie Aulida. Spojrzałam na nią i ujrzałam ranę na jej boku.
- Co ci się stało?! - spytałam wstrząśnięta
- Wypadek przy pracy...
- Taa, jasne - prychnęłam i po chwili oprzytomniałam - chwila, to ten sam bok co dostał tamten wilk!
- Tak, to ja nim byłam.
- Dlaczego nie chciałaś naszej pomocy?! Mogłaś zginąć!
- Ważne, że wy jesteście cali, a tak apropo, gdzie reszta?
- Danny wrócił ze mną, a Ahri zniknęła już wcześniej.
- Co?! Dobra, zaraz się tym zajmę, ale najpierw opatrzę se ranę.
Przytaknęłam, po czym poszłam za nią. Aulida weszła do pokoju, wyjęła ze stolika nocnego maść i bandaż. Wykonała opatrunek po czym przycisnęła do rany i zabandażowała. Następnie wyciągnęła plecak i zapakowała prowiant, mikstury oraz sakwy z wodą. Przyglądałam się temu z ciekawością, bo być może też kiedyś będę musiała wyruszyć na akcję poszukiwawczą.
- Mogę iść z Tobą? - miałam wyrzuty sumienia, po tym jak potraktowałam Danny'ego i Ahri.
- Nie, zostań tutaj na wypadek, gdyby wrócili, Flow z tobą zostanie.
- Dobrze... - powiedziałam niepewnie. Nigdy nie miałam zbyt dobrej oceny o zwierzętach innych niż wilki. Po chwili Aulidy nie było już w grocie. Popatrzyłam na Flow. Wydawała się nie być mną zainteresowana.
- Czeka nas świetna zabawa, co? - powiedziałam do niej smętnie, jednak ona nawet na mnie nie zerknęła. Westchnęłam i poszłam do swojego pokoju. Nie miałam co robić, więc wróciłam do jednorożca.
- Chcesz coś porobić? - zapytałam z nadzieją. Wiedziałam, że Flow potrafi mówić po ludzku, więc czekałam na rozmowę. Ona jednak nie chciała się ze mną porozumieć. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na podłodze, by poczytać książkę. Po godzinie jednorożec zaczął szturchać mnie w ramię.
- Co jest? - spojrzałam na niego. Wydawał się wystraszony. Zamieniłam się w wilka i poszłam przeszukać grotę. Wyczułam okropny zapach. Nagle od strony wejścia wbiegły Black Souls. Jeden z nich rzucił się na mnie i zaczęła się walka. Ugryzłam go w przednią łapę, przez co nie mógł się podnieść. Pozostałe wściekłe wilki stały trochę z tyłu patrząc się na mnie groźnie. Na podłodze obok zauważyłam miecz. Szybko do niego podbiegłam, zamieniłam się w człowieka i podniosłam. Wycelowałam nim w Black Souls. Jeden z wilków wyskoczył nagle i wytrącił mi miecz z ręki. Przełknęłam głośno ślinę. Nie potrafiłam się obronić przed tak wielką grupką wilków. Zamiast, więc atakować, wyczarowałam tarczę, która by mnie chroniła. Black Souls rzucały się w moją stronę, lecz tarcza skutecznie je odpychała. Nagle trzy wilki padły. Spojrzałam na nie i ujrzałam strzały w ich ciałach. Po chwili z góry wyskoczył lśniąco biały wilk. Po kolei zagryzał następne Black Souls. Biały wilk zamienił się w dziewczynę i wyciągnęła z buta nóż. Rzuciła nim w jednego z wilka. Trafiony Black Soul stanął nagle w oślepiającym świetle, a wokół niego wybuchały kolorowe fajerwerki. Przez huk i jasność wilki uciekły ze skowytem. Przestałam podtrzymywać zaklęcie tarczy, przez co ona zniknęła. Nie miałam powodu, by obawiać się tej dziewczyny. W końcu mnie uratowała. Postanowiłam podać jej nóż, więc schyliłam się po niego. Zatrzymał mnie nagle jej głos.
- Sz! - syknęła i uniosła ostrzegawczo rękę - Nie radzę.
Popatrzyłam na nią pełnymi przerażenia oczami i ostrożnie wycofałam się do tyłu. Podeszła do broni i wyszeptała coś. Po chwili schowała nóż do buta. Zmieniła się w wilka i podeszła do mnie. Nagle wpadły do groty trzy wilki. Była to Aulida, Ahri i Danny. Westchnęłam z ulgą, że nic się im nie stało.
- Co tu się stało?! - wykrzyknęła Aulida - Yoko? Nic ci nie jest?
Już chciałam odpowiedzieć, lecz biały wilk mnie uprzedził.
- Ekchem - odchrząknął. - Ja też tutaj jestem.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - odezwała się Ahri.
- Aulida wie kim jestem i to jej wystarczy. A jestem tu, gdyż potrzebuję waszej wyroczni.
- A czy to przepadkiem nie jest próba uprowadzenia - ozwał się Danny i podszedł do wadery.
- Kochaniutki, gdyby to była próba porwania, to nie byłabym taka miła - powiedziała słodkim melodyjnym głosem.
- Miła?! Wparowujesz do naszej jaskini bez pozwolenia podczas naszej nieobecności i urządzasz nam tutaj masakrę. - Zmienił się w człowieka i zbliżył czubek miecza do gardła mojej wybawicielki
- Naprawdę jesteś na tyle odważny by zaatakować nieuzbrojonego? A więc próbuj.
Po chwili Danny podniósł z ziemi leżący nieopodal miecz i rzucił waderze.
- Łap! - warknął. - Broń się jeśli potrafisz - powiedział opryskliwie i rzucił się na białego wilka.
Z ust Aulidy wydarł się stłumiony okrzyk. Ja też patrzyłam na to zdumiona. Chciałam go powstrzymać, lecz zaatakowana wadera wytrąciła mu miecz z ręki, a później wyrzuciła swój.
- Nie potrzebuję twojego miecza, mam dość własnej broni - powiedziała i podeszła do niego. Dalej już nic nie słyszałam z ich rozmowy.
Po chwili wadera skierowała się w stronę naszej alfy.
- Więc jak będzie z tą wyrocznią, Aulida? - rzekła przyglądając się swoim paznokciom.
- Kim jesteś? - ponowiła pytanie Ahri.
Wadera westchnęła ciężko.
- Aulida? Oświecisz towarzyszy?
- Issis, alfa mrozu - powiedziała przez zęby.
- Więc jak?
- Skąd mam pewność, że nic jej się nie stanie i że do mnie wróci?
- Skąd twoja niepewność?
Zamarła w bezruchu i nie odezwała się ani słowem.
- Właśnie przed chwilą obroniłam twoją przyjaciółkę przed pewną śmiercią. Gdyby nie ja, z pewnością znaleźlibyście ją martwą razem z rozszalałą hordą demonów panoszących się po waszej jaskini. Czy to nie wystarczający argument, że jestem w stanie zadbać o jej bezpieczeństwo?
Aulida zacisnęła usta, a po chwili usłyszałam jej głos w głowie:
- Ona ci pomogła, Yoko?
- Tak. Gdyby nie ona to dawno padłabym już ze zmęczenia. Myślę, że można jej zaufać...
- Dobrze, czyli zgadzasz się na jej propozycję?
- Tak...
Głos umilkł w mojej głowie, a zaraz Aulida odezwała się do Issis.
- Niech będzie - rzekła poważnie - Ile potrwa jej nieobecność?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- No. Czyli dobiłyśmy targu. Tydzień potrwa sama podróż. Dam jej parę dni na zaaklimatyzowanie się w lodowcu. Po wypowiedzeniu przepowiedni z pewnością będzie musiała parę dni poświęcić na regenerację. Ten czas spędzi w pałacu siostry. A potem obmyślimy jak odesłać ją do domu.
- Nie da się tego jakoś skrócić?
- To najkorzystniejsza dla obydwu stron opcja.
Aulida spojrzała na nas, a my pokiwaliśmy głowami.
- Niech więc będzie, ale jeśli tylko coś jej się stanie...
- Nie mam zamiaru narażać się na wasz gniew - przerwała Aulidzie.
Podeszłam do wszystkich i przytuliłam ich mocno.
- Żegnam więc - powiedziała skłaniając się nisko - Bywajcie.
Po tych słowach wyszłyśmy z jaskini głównym wejściem. Kiedy wreszcie znalazłyśmy się na osobności, Issis wyjęła grube futro i rzuciła mi.
- Masz, przyda ci się - powiedziała i naciągnęła na głowę kaptur.
- A mogę jeszcze coś wziąć? - spytałam się.
- Niech ci będzie... Tylko nie obciążaj się za bardzo, bo przed nami długa droga.
Po jej słowach zamieniłam się w wilka i pobiegłam do swojego pokoju. Przerzucałam kolejne rzeczy, lecz nie znalazłam rzeczy, której szukałam. Nagle w progu stanęła Ahri.
- Jeszcze nie poszłaś? - zapytała zdumiona.
- No tak... Nie mogę znaleźć mojej ulubionej książki. Widziałaś ją?
- Taka z czerwoną okładką?
- Tak...
- Wczoraj była w kuchni na stole - poderwałam się szybko, by tam iść.
- Czekaj chwilkę, mam coś dla ciebie... - powiedziała Ahri i wręczyła mi małą buteleczkę z zielonym płynem w środku.
- Co to jest? - spytałam.
- Eliksir Wytrzymałości. Gdy wypijesz co najmniej łyk, stajesz się odporna na wszelkie ataki i tak dalej...
- Jej... Dzięki - uśmiechnęłam się do niej szeroko i przytuliłam. Po tym szybko wybiegłam do kuchni. Nie chciałam się spóźnić i poznać gniewu Issis. Spakowałam, więc szybko książkę, a dokładniej mój pamiętnik i pobiegłam z powrotem do dziewczyny.
- Czemu tak długo? - spojrzała na mnie lodowato.
- Szukałam czegoś... - spuściłam wzrok. - To co teraz?
- Czekamy na konie - odparła i usiadła na pobliskim kamieniu. Przysiadłam koło niej i popatrzyłam w dal. Jednak szybko mi się to znudziło.
- Czyli jesteś alfą mrozu, tak? - spytałam.
- Tak - odpowiedziała lodowato.
- A tam jest bardzo zimno?
- Dla ciebie pewnie będzie bardzo chłodno.
- Aha - mruknęłam i nie miałam już pomysłów na rozmowę. Po chwili odezwała się Issis.
- To jak jest z tymi twoimi wizjami?
- W sumie to sama nie wiem... Potrafię widzieć przeszłość i przyszłość, jednak nie wiem co dzieję się podczas trwania wizji. Nie pamiętam co się w niej stało ani co wtedy mówiłam.
Issis pokiwała głową. Nagle usłyszałyśmy tętent kopyt. Odwróciłyśmy się w stronę galopujących do nas koni. Wstałyśmy i zatrzymałyśmy je.
- Którego chcesz z nich? - zapytała dziewczyna.
- Chyba wybiorę karego...
- Jak chcesz - powiedziała i sama wsiadła na białego konia. Stałam chwilę w miejscu, ale w końcu podeszłam ostrożnie do zwierzaka. Obwąchał moją dłoń i zaparskał przyjaźnie. Uśmiechnęłam się i spróbowałam na niego wsiąść. Nigdy nie jeździłam na koniach, ale jakoś weszła na górę.
- Właściwie to jest pewien problem... - zaczęłam niepewnie. Issis spojrzała na mnie pytająco. - Jak się tym jeździ?
- Nie martw się koń sam ruszy. Ty musisz tylko utrzymać się w siodle - odetchnęłam z ulgą. Nie zamierzałam na razie spadać z konia.
- No to jedziemy? - zapytałam. Issis skinęła twierdząco głową, po czym ruszyłyśmy galopem przed siebie.

sobota, 28 grudnia 2013

(Wataha Mroku) od Margo.

A więc mam przeprowadzić je przez Servie... jestem pewna, że Issis doskonale da sobie radę sama, to... po co ja? Gdy alfa eteru opuściła moją jaskinie pokręciłam głową i uśmiechnęłam się drwiąco. Owszem, szanuje ją, ale ona mówi wszystko tak... teatralnie... i chyba nie zna mnie na tyle, aby wiedzieć, że ja na prawdę niewiele rzeczy traktuję poważnie... "nie jest ci dane poznać cel tej misji". To dlaczego mnie w to miesza? Owszem połódniowe równiny są niebezpieczne, dla amatorów nawet zabójcze, ale alfa mrozu na pewno przebyła już nie jedną z nich. Musiałam pilnować się żeby nie rozmawiać z Avril z byt ironicznie, choć chwilami wymykało się to z pod mojej kontroli. Ale ona najwyraźniej nic nie podejżewała... Wszystkie zdania wypowiadała oficjalnie... i jeszcze ta cała szopka z telepatią. W mojej głowie zawsze jest zamęt, jestem trochę roztrzepana, akurat przed jej wizytą rozpracowywałam Japońską księgę Sang, aby móc komónikować się z Layem, który jest mną dziwnie zainteresowany. Wygląda na to, że będę musiała podjąć się tej wyprawy. To będzie doskonała okazja do bliższego poznania wyroczni i samej Issis. Avril zachowuje się jak czysta władczyni, diametralnie różni się od swojej siostry. Obie z nich mają interesujące osobowości... ten czas wolałabym poświęcić na załatwinie swoich spraw, których niestety ciągle przybywa. Kamilla i Syrius zostaną na terenach watahy, mimo wszystko wole aby nie ryzykowali... teraz pozostało mi oswojenie któregoś z rumaków zamieszkujących zimie mroku...

Z zamkniętymi oczami starałam się wyczuć obecność koni w pobliżu. Poczułam silny impuls. Napływ... szczęścia? Siły?
~Jestem tu... czekam... ~ wypowiedziałam szeptem wsłuchując się w rytmiczny stukot setek kopyt. Głuche rżenie roznoszone przez pędzący u ich boku wiatr... parskanie unoszące się echem pośród nagich skał... źródło niewyobrażalnej siły pędzącej w swym niesamowitym żywiole... jednym słowem... magia...
W jednym momencie cały haos ustał. Uniosłam powieki. Mym oczom ukazało się stado legendarnych rumaków. Niespokojne, drżące ciała krążące w miejscu nie pozostawiały zastrzeżeń. Właśnie stałam twarzą w twarz z mitycznymi stworzeniami... jeden z nich wyłonił się z całego stada stając dosłownie krok ode mnie... Uniosłam rękę. Koń prychnął wydychając kłęby pary. Delikatnie położyłam dłoń na ciepłych chrapach jednorożca. Nie miałam wontpliwości. To on. Na jego grzbiecie pokonam połódniowe równiny. Uosobienie wolności, braku granic... stało u mojego boku. Rozwiana grzywa, smukłe silne nogi i... ten niepowtarzalny błysk w oku. Miłość do cwału po nieprzebytych ziemiach, ścigania z wiatrem... spojżałam mu w oczy. Była w nich niepewność, ale i spragnienie czułości... gdy ocknęłam się z amoku stał tam tylko on. Coś trzymało go w miejscu, lecz nogi drżały w gotowości. Szarawa sierść i czarne ślepia mówiły same za siebie... wierzchowiec skazany za występki swojego właściciela. Niewinne stworzenie... a jednak nie miał innego wyjścia... . Wilki Mroku kierują się własnymi prawami, tak jak inne stworzenia zamieszkujące te tereny. Na jego ciele widniały liczne blizny... zad pokiereczowany batem i kopyta zdarte od morderczej wendrówki...
-Biedaku... -jęknęłam oglądając bliżej jeszcze świerze rany. -Jesteś tu od niedawna, prawda? - w odpowiedzi zarżał cicho odwracając łeb w moją strnę. Powoli założyłam mu własnoręcznie wykonany kantar z cienkiej liny i odprowadziłam do jaskini... tam zrobiłam mu ciepłe posłanie z mchu i nakarmiłam.
-Co oni ci zrobili?-westchnęłam znowu lecząc kopyta i rany.  Światło... cudowny żywiał nisący szczęście... a jednak...

wtorek, 24 grudnia 2013

Życzenia


W imieniu redakcji bloga, pragnę Wam złożyć zdrowych, wesołych, pełnych radości i spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia. I oczywiście niekończącego się natchnienia, a w nowym roku, dotrzymania wszystkich postanowień, jakie tylko sobie założyliście. Mam nadzieję, że wśród nich znalazło się postanowienie pisania większej ilości opo, czy dołączenia do bloga (:.

star w imieniu redakcji.

PS. Zdradzę Wam, ze pod koniec roku, również szykują się dla Was, świąteczne prezenty (;